Stanisław Borzycki od wielu lat pełni funkcję prokuratora. Jest znany jako człowiek o żelaznych zasadach moralnych i nieposzlakowanej opinii. Pewnego dnia odwiedza go była żona i prosi o pomoc ich syn dopuścił się defraudacji w spółdzielni, w której pracował. Potrzeba aż pięćdziesięciu tysięcy złotych, by sprawa nie trafiła na milicję. Borzycki odmawia. Uważa, że pobyt w więzieniu będzie najlepszą karą dla nieznośnego młodzieńca, poza tym nie dysponuje tak ogromną kwotą. Następnego dnia Borzycki budzi się na ostrym kacu. Nie pamięta nic z wydarzeń ostatniej nocy. Był na przyjęciu u znajomych, ale od wielu lat nie pija alkoholu, więc jego stan jest tym bardziej zagadkowy. Prawdziwy niepokój ogarnia go, gdy odwiedza go obcy mężczyzna i wręcza mu paczkę z pieniędzmi dokładnie pięćdziesięcioma tysiącami które są jego dolą za załatwienie Elerta. Borzycki jest w szoku, kompletnie nie rozumie co się dzieje. Przecież nikogo nie zabił! To jednak dopiero początek lawiny problemów zostaje mu przydzielona nowa sprawa: morderstwo dziennikarza Leona Elerta