Kim jesteśmy? Nie istnieje chyba bardziej elementarne pytanie ontologiczne. Nie istnieje też chyba żadne bardziej elementarne pytanie, które można sobie zadać, a nawet bez przerwy zadawać, czytając "Nietutejszych". Jolanta Jonaszko, może lepiej: jej narratorka, pozostająca w zawieszeniu między "tam" i "tutaj", całkiem świadomie sytuująca się w obszarze liminalnym, w mitycznym pomiędzy, doświadcza rzeczywistości z perspektywy obcego, emigranta zawieszonego między kulturowym Wschodem a Zachodem, kobiety mierzącej się z inną przestrzenią i innymi problemami niż te znane jej z miejsca urodzenia i wychowania. Czego uczy nas Jonaszko? Przede wszystkim tego, że unifikacja Europy nadzwyczaj często pozostaje w sferze deklaracji - nie ma jednej Europy, linie demarkacyjne przebiegają zgodnie z liniami podziałów geograficznych, a także - że w obrębie tych nieformalnie wydzielonych kawałków świata przebiegają wewnętrzne granice psychokulturowe, a te znieść (w obu znaczeniach tego słowa) najtrudniej. Stąd, z jednej strony - wszechobecne wyalienowanie pomimo usiłowań dopasowania się do rzeczywistości, a z drugiej - rozpaczliwe próby pozostania sobą w obliczu groźby normalizacji i standaryzacji. Konkluzją Nietutejszych zdaje się być to, że człowiek nigdy nie jest do końca "swój" i nigdy nie jest do końca "obcy", że te dwa biegunowe aspekty doświadczenia składają się na całokształt tego, co można nazwać "ja". Jonaszko ukazuje to znakomicie, a dodatkowo robi to za pomocą języka odartego ze zbędnych ozdobników, choć nie surowego, i na tyle sugestywnie, że można jej wierzyć; w każdym razie ja ("ja") jej wierzę. Tomasz Dalasiński