Moje życie, moja walka, moja klęska
Od tej książki wszystko się zaczęło! Wznowienie przełomowej powieści Szczepana Twardocha z wyjątkowo szczerym, intymnym posłowiem
Nie jestem żadnym z moich bohaterów. Nie jestem Paszkiem, nie jestem Kostkiem Willemannem z Morfiny, nie jestem którymkolwiek z bohaterów Dracha, nie jestem Jakubem Szapirą, nie jestem wreszcie Aloisem Pokorą, ani jeden z tych bohaterów nie jest też moim porte-parole, jednak każdy z nich jest mną właśnie w tym, co ich łączy, mimo że dzieli ich wszystko inne, każdy z nich jest mną, bo każdy z nich toczy tę walkę, moją walkę, walkę o godność.
Dlaczego jednak piszę o sobie, przygotowując esej z okazji wznowienia Wiecznego Grunwaldu? Przede wszystkim dlatego, że zawsze piszę o sobie.
Wieczny Grunwald ukazał się w 2010 roku. Od tej powieści, zdaniem wielu krytyków, rozpoczęła się era Szczepana Twardocha. To w niej odnalazł swój rozpoznawalny i niepodrabialny styl. W opowieści o Paszce po raz pierwszy widzimy zarysy głośnych bohaterów kolejnych, głośnych powieści. To w końcu w tej powieści sam Twardoch widzi punkt przełomowy dla swojej kariery. Z myślą o nowym wydaniu napisał wyjątkowy esej. Autobiograficzny, wspomnieniowy i intymny, obnażający słabości, które przekuł w sukces.
Nigdy wcześniej, w tak szczerych słowach nie opowiedział o swoich korzeniach. O sobie, o swoim ciele, o tym co tworzy Szczepana Twardocha. O co walczy i kim jest.
Nie jestem delikatny, moja wrażliwość to wrażliwość czułego instrumentu pomiarowego, jestem więc czuły na rzeczywistość, ale nie wrażliwy w sensie fragile, łatwy do zniszczenia. Wręcz przeciwnie, jestem nie do zajebania.
Pod Grunwaldem ginie jeden z rycerzy zakonnych — syn polskiego króla. Umiera, ale żyć i ginąć będzie jeszcze wielokrotnie. Śmierć to dopiero początek Wiecznego Grunwaldu.
Wszystko zaczyna się od gwałtu króla Kazimierza na czternastoletniej córce norymberskiego kupca. Gdy królewski bękart przychodzi na świat, jego ojciec już nie żyje. Paszko zamieszkuje w domu publicznym, do którego trafia jego matka. Kiedy również ona umiera, chłopiec za cały majątek ma mały nóż, który już ubrudził krwią, i chustę z królewskim "K" — jedyny symbol swojego pochodzenia. Wyrusza w drogę, która zaprowadzi go na pola grunwaldzkie. A wszystko, by dowiedzieć się, kim jest: "bastertem królewskim" czy "kurwim synem"? Rycerzem czy mordercą? Polakiem czy Niemcem? Nieszczęsnym indywidualistą czy pospolitą zabawką w rękach historii?